sobota, 29 sierpnia 2009
The Alan Parsons Project - Eye in the Sky (1982)
W przypadku gdy za płytę zabiera się inżynier dźwięku odpowiedzialny m.in. za "Dark Side of the Moon" zespołu Pink Floyd nie ma wątpliwości, że brzmienie musi zachwycać. Zachwyca, a jakże, jednak nie tylko ono.
Płyta "Eye in the Sky" została wydana w 1982 roku jest szóstym z kolei wydawnictwem tego projektu. Piszę "projekt", mimo iż był to w zasadzie regularny zespół, o ustabilizowanym składzie, grający koncerty. Drugim trzonem zespołu, poza Parsonsem, był Eric Woolfson - Szkot o niezwykle przyjemnej i nienachalnej barwie głosu. Tandem Parsons-Woolfson stworzył dużo ciekawych piosenek i kilka hitów (najbardziej znane "Don't Answer Me" oraz właśnie "Eye in the Sky"). A co znajdziemy na tym krążku?
Przede wszystkim doskonale zaaranżowaną mieszankę muzyki popularnej ("piosenkowej") z elementami bardziej ambitnymi skierowanymi w stronę rocka progresywnego (który w tamtych latach już był w odwrocie), muzyki elektronicznej oraz filmowej. Zapowiada się nieźle, prawda?
Przedsionek płyty stanowi "Sirius" - enigmatyczny instrumentalny wstęp, idealnie 'rozgrzewający' przed hitem "Eye in the Sky". W tej piosence czuć znak firmowy Alan Parsons Project - fantastyczny głos Woolfsona, idealny refren z wokalnymi harmoniami i doskonale przygotowane instrumentalne tło złożone z subtelnych dźwięków syntezatorów, elektrycznych i akustycznych gitar oraz sekcji rytmicznej. Takich momentów mamy o wiele więcej, chociażby w kolejnym "Children of the Moon", "Old and Wise" (aranżacyjne nawiązanie do musicalu) czy "Silence and I", w którym to spokojna refleksyjna ballada zostaje nagle przerwana dynamicznym wejściem orkiestry niemalże filmowej, a melancholijny nastrój rozświetla blask instrumentów dętych, skrzypiec i elektrycznych gitar, po tej kawalkadzie dźwięków utwór powraca na poprzednie, jakkolwiek już rozbudowane, tory. Kto inny robi takie zwroty muzycznej akcji z podobnym rozmachem? Majstersztyk.
O brzmieniu w przypadku artysty tego formatu pisać nie będę. W końcu to "oczywista oczywistość". Niech posłuży za wzór.
Obecnie na naszym rynku można się zaopatrzyć w wersję rozszerzoną tego albumu, wzbogaconą o dodatkowe utwory - wczesne dema piosenek oraz instrumentalne aranżacje
utworów zamieszczonych na krążku w formie medley`a (połączenie kilku utworów w jedną całość). Warto zaznaczyć, że te ostatnie są świetnym pomysłem, ukazują inną naturę znanych już utworów, taki album w 'pigułce'. Na każdym wznowionym wydawnictwie Parsonsa znajduje się taki bonus.
Słowami kończącymi niech będzie rekomendacja. "Eye in the Sky" znajdzie swoich zwolenników zarówno wśród sympatyków progresywnego rocka jak i popu. Każdy
kto ceni sobie staranne i pomysłowe podejście do muzyki zachwyci się tym albumem. To bogato zaaranżowana, wyrafinowana i spójna muzyczna podróż w świat Alana Parsonsa, w świat jego pomysłów.
Ocena 9/10
Lista utworów:
1. Sirius
2. Eye In The Sky
3. Children Of The Moon
4. Gemini
5. Silence And I
6. You're Gonna Get Your Fingers Burned
7. Psychobabble
8. Mammagamma
9. Step By Step
10. Old And Wise
11. Sirius (Demo) *
12. Old And Wise (Eric Woolfson Vocal) *
13. Any Other Day (Studio Demo) *
14. Silence And I (Eric Woolfson Early Vocal) *
15. The Naked Eye *
16. Eye Pieces (Classical Naked Eye) *
* tylko w wersji z 2007 r.
Rok wydania: 1982 (wznowienie 2007 r.)
Wydawca: Sony BMG
Do posłuchania/kupienia tutaj:
Sirius/Eye in the Sky
Rockserwis
niedziela, 23 sierpnia 2009
Conception - Flow (1997)
Conception to norweski zespół zrzeszający utalentowanych muzyków - m.in. znanego z Kamelot wokalistę Roy`a Khana i późniejszego gitarzystę formacji ARK Tore Ostby`ego. Grupa nagrała cztery albumy w klimacie progresywnego metalu, opisywany tutaj okazał się ich ostatnim (1997 r.).
Płyta jest najdojrzalszą w ich karierze, co słychać już w otwierającym utworze "Gethsemane" - rozpoczyna się niespiesznie, z rozwagą przy akompaniamencie rytmicznej perkusji i rozlewającego się tła klawiszowego. Po chwili następuje wzmocnienie rytmu gitarowymi riffami, które wraz z wokalizą nadają stabilne ramy piosence. Jedynie w połowie występuje niewielka zmiana rytmu pod gitarowe solo i natchniony śpiew chóru, który wspaniale dodaje wartości, "uduchowienia" piosence.
Płytę wypełniają kompozycje energiczne, bardzo sprawnie zaaranżowane i wykonane, często o chwytliwych melodiach ("Cardinal Sin", "Flow"). "Rodzynkami" spod znaku ballady jawią się - potencjalny radiowy hit "Cry" oraz zaaranżowany na kwartet smyczkowy oraz klawesyn "Hold On".
Na płycie bardzo dużo się dzieje muzycznie - zespół dobiera interesujące brzmienia klawiszy i gitar, nie przytłaczając jednak słuchacza nazbyt obfitym bogactwem ani też solowymi popisami. Niewątpliwie utwory zostały nakierowane na melodię, jedynie wsparte solidnym technicznym warsztatem. Słychać, że muzycy są profesjonalistami zarówno w zakresie wykonawczym jak i kompozytorskim. Gitarzysta Tore Ostby jest w mojej opinii jednym z największych niedocenionych talentów w swej dziedzinie, krążek wypełniony jest jego finezyjnymi zagrywkami, do których przywiązuje on bardzo wielką wagę zarówno w aspekcie gry solowej jak i rytmicznej; to prawdziwa kopalnia pomysłów i muzycznych zabiegów.
Mankamentem płyty jest średni poziom produkcyjny - bębny brzmią zbyt płasko, bas ograniczony jest do minimum, pozostałe elementy również nie przekraczają progu przeciętności. Można się domyślać, że fakt ten wyniknął z ograniczonego budżetu zespołu.
Reasumując, Conception zakończył swoją stosunkowo krótką karierę najbardziej interesującym albumem, po którym słuchacz zapewne chętnie sięgnie po wcześniejsze dokonania tej grupy. Mimo nienajlepszej produkcji, muzyka broni się ciekawymi aranżacjami, pomysłami oraz pełnym polotu wykonaniem. Fani progresywnej odmiany metalu, ale jednak tej lżejszej, na pewno znajdą tu coś dla siebie.
Ocena: 8/10
Skład:
- Roy Khan - śpiew
- Tore Otsby - gitara
- Trond Nagell-Dahl - syntezatory
- Ingar Amlien - gitara basowa
- Arve Heimdal - instr.perkusyjne
Conception – Flow
1. Gethsemane
2. Angel
3. A virtual lovestory
4. Flow
5. Cry
6. Reach out
7. Tell me when I'm gone
8. Hold on
9. Cardinal sin
10. Would it be the same
Rok wydania: 1997
Wydawca: Sanctuary
Do kupienia/posłuchania tutaj:
YouTube
Rockserwis
Amazon.com
Etykiety:
conception,
flow,
progresywny metal,
roy khan,
Tore Ostby
Ark - Burn The Sun (2001)
Co się dzieje, gdy schodzi się kilku sesyjnych muzyków i postanawiają nagrać album? Spójrzmy na (nieistniejącą już, niestety) grupę TOTO - wyprzedane do ostatniego miejsca koncerty, miliony sprzedanych płyt i wiele przebojowych piosenek granych nawet po 30 latach od wydania w stacjach radiowych. W przypadku projektu ARK (również już nieistniejącego) nie jest tak spektakularnie, chociażby ze względu na inny, mniej popularny, gatunek muzyki jakim jest progresywny metal. Nagrano jedynie dwa albumy, trudno mówić o zapełnionych salach koncertowych czy międzynarodowych trasach, zresztą zapewne z zamierzenia miał być to tylko projekt. Oba zespoły posiadają jednak wspólny mianownik - poziom muzyki.
Do projektu zebrało się kilku muzyków, którzy głównie wspierają innych wykonawców na płytach czy koncertach - Tore Ostby (gitara) nagrał wcześniej całkiem interesujące cztery płyty z grupą Conception (gdzie za mikrofonem stanął Khan, obecnie w Kamelot), John Macaluso (perkusja), Randy Coven (gitara basowa) i Mats Olausson (klawisze) grali m.in. z Yngwiem Malmsteenem oraz indywidualnie z dziesiątkami innych artystów. Jorn Lande również udziełał się w wielu zespołach, z najważniejszych Masterplan, "01011001" Ayreon jak i tworzy solowe dzieła.
Po dłuższym wstępie przejdźmy do konkretów, strzelając od razu ze wszystkich dział - muzyka zawarta na albumie piorunuje swoją mocą i energią. Od otwierającego utworu "Heal the waters" słyszymy, że będzie się działo. Żywiołowa perkusja często przyozdobiona ciekawymi przejściami wybija rytm całej muzycznej lokomotywie, na którą składają się przecinające powietrze riffy i inne zadziorne partie gitarowe uzupełnione basem i agresywnymi przebiegami klawiszy. Im dalej w głąb, tym więcej ciekawostek - zmiany metrum, tempa, dynamiki, ciepło - zimno, agresywnie - łagodnie, istny muzyczny rollercoaster, szaleństwo. Oszołomienie bogactwem muzycznym jeszcze się potęguje dzięki Jornowi Lande - mógłby zostać wyznacznikiem wzorcowego śpiewania. Jego głos wyraża bardzo ekspresyjnie treści muzyczne i tekstowe zawarte na płycie, jest pełny zaangażowania, bez względu na to, czy jest to krzyk z bólu ("Torn"), refleksja (genialne wręcz "Waking Hour", fragmenty "Resurrection") , tęsknota ("Missing You") czy afirmacja młodości i odwagi ("Just a Little"). Jorn nie śpiewa piosenek, on opowiada historie. Mając tak uzdolnionych muzyków jako instrumentarium zdołał zabłysnąć na tym albumie, doskonale się dopasowując do muzycznego tła.
Brzmienie całej płyty jest wyśmienite - soczysty, klarowny bas zrównoważony dynamiczną, ale zbalansowaną perkusją, świetne brzmienia klawiszy, zwykle stanowiące rozlewające się muzyczne plamy, dające bazę dla ognistej gitary, z rzadka nieco ujarzmionej (hiszpańskie momenty "Just a Little", "Missing You"). Słychać, że mamy do czynienia z profesjonalistami, piosenki są mocne aranżacyjnie, nie dają się łatwo zaklasyfikować. Można tego albumu słuchać w domu w skupieniu, ale w samochodzie również sprawdzi się znakomicie (sprawdzono na długich trasach).
Zbierając wszystkie wyżej wymienione elementy mamy tutaj do czynienia z jedną z najciekawszych i najlepszych płyt progresywnego metalu (w tym kontekście określenie to należy traktować bardzo szeroko) ostatnich lat. Takiego bogactwa brzmień i pomysłów wyartykułowanych z niezwykłą finezją i gracją trudno znaleźć gdzie indziej. I tylko szkoda, że jak na razie nic nie zapowiada wskrzeszenia tego projektu - Jorn wraca do Masterplan, wydaje płyty firmowane własnym imieniem ( z różnym muzycznie skutkiem), Tore Ostby udziela się w hard-rockowym zespole Street Legal, pozostali kontynuują swoją bardziej dochodową sesyjną działalność. Nie zmieni to jednak nigdy faktu, że w 2001 roku stworzyli jedną z najważniejszych płyt w gatunku.
Ocena: 9/10
Skład:
- Tore Østby - gitara
- John Macaluso - instr. perkusyjne
- Jorn Lande - śpiew
- Randy Coven - gitara basowa
- Mats Olausson - syntezatory
Lista utworów:
1. Heal The Waters
2. Torn
3. Burn The Sun
4. Resurrection
5. Absolute Zero
6. Just A Little
7. Waking Hour
8. Noose
9. Feed The Fire
10. I Bleed
11. Missing You
Rok wydania: 2001
Wydawca: Inside Out
Do kupienia/posłuchania tutaj:
YouTube
Fan.pl
Amazon.com
Etykiety:
Ark,
burn the sun,
Jorn Lande,
progresywny metal,
progresywny rock,
Tore Ostby
GPS - Window to the soul (2006)
GPS to projekt byłych muzyków grupy Asia - Johna Payne`a, Guthrie Govana ,Jaya Schellena (perkusja) oraz klawiszowica Ryo Okumoto (Spock's Beard) . Przyznam szczerze, iż mimo, że bardzo chętnie sięgam po nowsze wcielenia progresywnego rocka/metalu, to po pierwszym odsłuchu, czy nawet może dwóch odstawiłem ten album do kąta. Za to, że nie zaskakuje, za to, że nie zachwyca, nie odkrywa nowych horyzontów. Przyszedł jednak dzień odwetu i musiałem się z GPS przeprosić.
Okazało się, że jak dać muzyce w spokoju wypełnić pomieszczenie odsłuch nabiera cieplejszych barw. Payne przyjemnie operuje głosem, nienachalnie, nawet przy mocniejszych, bardziej rockowych akcentach, jest zwyczajnie przekonywujący. Guthrie Govan to jeden z najlepiej zapowiadających się „wioślarzy”, z jakimi miałem ostatnio możliwość się zetknąć. Jego grę cechuje gruntowne techniczne przeszkolenie, jednak nie pozbawione finezji i polotu – gra lekko, wybiera ciepłe brzmienia gitar, czasem przypominając swymi frazami Davida Gilmoura i tylko jakby od niechcenia wygrywa te melodyjne unisono z klawiszami (powtarzalna refrenowa partia w „Taken Dreams”).
A propos klawiszy – kolejny plus. Z głośników „sączą” się dźwięki przyjemne, zróżnicowane, czasem rockowe, innym razem subtelniejsze, paleta brzmień Roya również jest ciekawa. Warto tu jednak zaznaczyć, że traktuje on swoją rolę w zespole inteligentnie – nie przekracza granicy dobrego smaku zarówno pod względem doboru brzmień (nie zawsze więcej oznacza lepiej), jak i przedstawianiem swoich umiejętności – jego gra jest wyważona, doskonale uzupełnia harmonię pozostałych instrumentów, a partie solowe mają konkretną wartość muzyczną, nie męczą popisami bez puenty, czym, niestety, spora część zespołów zdaje się wypełniać lukę braku pomysłów.
Jakie są zatem utwory na „Window to the Soul”? Są to przeważnie stosunkowo krótkie (jak na ten gatunek - max.8.30 min.) piosenki z rozbudowanymi stronami instrumentalnymi, bardzo melodyjne, wpadające w ucho. W zasadzie każda jest potencjalnym hitem („I Believe In Yesterday”, „Heaven Can Wait”, moja ulubiona „Taken Dreams” czy „Written in the Wind” ze wspaniałym akustycznym wstępem). Instrumenty brzmią klarownie, doskonale się uzupełniają, chórki ładnie podkreślają refreny.
Jako podsumowanie można by rzec, że ten album jest jak zachód słońca – zwyczajny, nieskomplikowany, naturalny, możemy go oglądać każdego zmierzchu, po prostu jest, a pomimo tego ma coś w sobie, co sprawia, że wpływa nieco refleksyjnie, ze wszystkimi swymi dynamicznymi i podrywającymi momentami zachwytu. Płyta nie jest przełomowa, ale gwarantuję, że wielokrotnie zagości w waszych odtwarzaczach.
Ocena: 8/10
John Payne - śpiew, gitara basowa
Guthrie Govan - gitara
Jay Schellen - instrumenty perkusyjne
Ryo Okumoto - syntezatory
Lista utworów:
1. Window to the Soul
2. New Jerusalem
3. Heaven Can Wait
4. Written on the Wind
5. I Believe in Yesterday
6. Objector, The
7. All My Life
8. Gold
9. Since You've Been Gone
10. Taken Dreams
Rok wydania: 2006
Wydawca:Inside Out
Do kupienia/posłuchania tutaj:
YouTube
Rockserwis
Etykiety:
Asia,
GPS,
Guthrie Govan,
metal,
metal progresywny,
muzyka,
rock,
rock progresywny
Subskrybuj:
Posty (Atom)