środa, 29 czerwca 2011

Machinae Supremacy – Overworld (2008)




„Overworld” to trzecia w dorobku płyta szwedzkiego zespołu Machinae Supremacy. Grupa ta rozpoczynała od amatorskiego odgrywania różnych melodii i ścieżek dźwiękowych z gier komputerowych i video. Po umieszczeniu swoich piosenek w Internecie w niedługim czasie zanotowali 20000 pobrań bez żadnej reklamy. Trzeba przyznać, że jest to spore osiągnięcie (albo posiadają bogate życie towarzyskie). A jak się ma to do opisywanego albumu?

Płytę otwierają intrygujące dźwięki syntezatora, jeżeli ktoś pamięta jeszcze czasy komputerów Commodore C64 to może na chwilę wrócić do przeszłości. W swoim instrumentarium grupa używa chipa odpowiedzialnego za dźwięki w tych właśnie komputerach (zwanego SID-em). Po krótkiej chwile melodia zostaje przeniesiona na metalowy riff gitarowy w asyście dudniejącego basu i perkusji. Rozpoczyna się „Overworld” – początek wyścigu, z głośników wydostają się kilowaty energii, wszystko zgrane precyzyjnie, melodyjnie i z wyczuciem. Wokalista śpiewa naturalnie, bez nadęcia czy przeciążania głosu. Słychać profesjonalną pracę włożoną w produkcję, żadnego amatorstwa.
Kolejne utwory utrzymane w średnim tempie nakładają więcej płaszczyzn muzycznych – więcej gitar, więcej melodii i jeszcze więcej brzmień C64. Bardzo ciekawe połączenie metalowego ostrza z zabytkowym nostalgicznym pięknem.
Zwalniamy przy piosence „Skin”, która zagrana jest z wyczuciem, opanowaniem, powoli rozpościera nastrój zdaje się nieco melancholijny. Człowiek został skrzywdzony i czuje się obco w swojej skórze, próbuje znaleźć wyjście. Nie da się jednak tego dokonać bez gwałtownej, „szokowej” przemiany w nim samym czemu wtóruje mocny, dynamiczny fragment piosenki. Bardzo melodyjne gitary ozdabiają utwór partiami wykonanymi z chirurgiczną precyzją. Wiele tu zmian dynamiki i balansowania na krawędzi, muzyczna oprawa odzwierciedla tekst.
Kolejnym interesującym fragmentem jest „Dark City” rozpoczynający się melodią na gitarze, następnie utwór przybiera wyraz nieco charakterystyczny dla power metalu – przyspiesza sekcja rytmiczna, pojawia się tło klawiszowe. Jednak tylko na chwilę, ponieważ już w kolejnych taktach słychać akustyczny podkład gitarowy i piosenka nabiera lekkości i delikatności, by znów uderzyć mocno wpadającą w ucho melodią i ciężkimi riffami. Jasne jest, że zespół dobrze czuje i wie jak chce grać, nie obawia się urozmaiceń w postaci pauz, wyciszeń czy momentów niczym z muzyki filmowej (a może komputerowej?). Na płycie znalazł się nawet cover Britney Spears, oczywiście przearanżowany na specyficzny dla Szwedów sposób.

Cały album charakteryzuje duża melodyjność, żywiołowość i świeżość, dzięki zastosowaniu chipa C64. Zespół, poza regularnymi płytami, zajmuje się oprawą muzyczną do różnych gier, tak więc są dość zajęci. I bardzo dobrze, płyta „Overworld” wprowadza powiew świeżości do cięższego, melodyjnego grania, choć wydawać by się mogło, że już niczego nowego nie można w tym aspekcie dokonać. Jest to bardzo ciekawa odskocznia od płyt typowych dla gatunku.

Lista piosenek:
1. Overworld
2. Need for Steve
3. Edge and Pearl
4. Radio Future
5. Skin
6. Truth of Tomorrow
7. Dark City
8. Conveyer
9. Gimme More (SID) (Britney Spears cover)
10. Violator
11. Sid Icarus
12. Stand

sobota, 25 czerwca 2011

Gary Moore - Wild Frontier (1987)





W tym roku zaskoczyła nas wiadomość, że Gary Moore nie żyje. Była to niemiła niespodzianka, bo Gary koncertował ostatnio i nic nie zapowiadało jego odejścia. Z tego powodu postanowiłem przybliżyć płytę, od której rozpoczął się mój romans z jego muzyką.

Gary Moore w opinii większości był romantycznym bluesowym gitarzystą. Status ten uzyskał dzięki nieśmiertelnym balladom „Parisienne Walkways” oraz „Still Got The Blues”, które jako jedyne przypominają jego postać w popularnych rozgłośniach radiowych. Pomija się przez to jego bardziej zadziorną przeszłość, która jest niemniej interesująca.

Już okładka opisywanego albumu zwiastuje, że będzie się działo. Przedstawia ona czarno-białe zdjęcie Gary’ego z bojowym wyrazem twarzy, w jednej dłoni trzymającego gitarę, drugą zaciskając w pięść. Tło wypełnia pochmurne wybrzeże Irlandii. Krwisto-czerwoną czcionką podpisano „Wild Frontier”. Będzie dziko.

Utwór otwiera równomierny rytm, niemal bojowy, Gary rozpoczyna swoją historię:

Przyszli po niego pewnej zimowej nocy,
Zaaresztowali go.
Mówili, że miała miejsce kradzież,
Znaleziono jego pistolet.

Po czym nadchodzi podniosły, melodyjny motyw, bardzo irlandzki. Nie sposób tutaj nie skojarzyć irlandzkiego pochodzenia Moore’a z tematyką piosenki. Ten album dedykuje swojej ojczyźnie i ludziom, którzy ją tworzą. Tekst może nawiązywać do losu bojowników IRA, może mówić też po prostu o charakterze Irlandczyków:

Nie odważył się powiedzieć gdzie był tej nieszczęsnej nocy,
To musi pozostać tajemnicą.
Musiał pokonać łzy wściekłości (…)
Gdyż z żoną najlepszego przyjaciela
Spędził ostatnią noc wolności.

Dalej piosenka tytułowa utrzymuje poziom – jest dynamicznie, szybko, Gary z pasją krzyczy o swojej ojczyźnie, „szmaragdowej ziemi”, o wojnie, która trwa, gitara wtóruje mu krzykiem, płaczem, wściekłością. W podobnej dynamice występuje kolejna piosenka „Take A Little Time”, dopiero czwarty kawałek instrumentalny „The Loner” pozwala na chwilę oddechu. Tutaj miłośnicy bluesowego wcielenia Gary’ego poczują znajomy dreszczyk – jego gra jest mocno oparta o blues, tylko wtedy jeszcze trochę drapieżniej, trochę nie do końca z pełną kontrolą, bardziej żywiołowo.
Drugą część płyty rozpoczyna znany cover zespołu The Easybeats – „Friday On My Mind” – Irlandczycy przesiadujący w barach, towarzyskie spotkania z kumplami przy kilku (-nastu) pintach piwa. Podobno w tej kwestii mamy z Irlandią wspólny mianownik. W następnej piosence Gary opowiada o ludzkiej obojętności, o tym, jak szybko udaje nam się uodpornić na drugiego człowieka i jego problemy – „Strangers In The Darkness”. Po tych refleksjach „Thunder Rising” to znowy przypływ mocy i energii, Gary szaleje, muzyka pędzi na pełnych obrotach niczym lokomotywa. Płytę zamyka nostalgiczny „Johnny Boy”, wyraz tęsknoty za kimś bliskim, tradycyjna melodia w interpretacji Gary’ego w akompaniamencie dud. Piękna perełka wieńcząca historię o Irlandii.
Podsumowując, album „Wild Frontier” jest bardzo udany, dominują na nim melodie irlandzkie w mocnych, rockowych aranżacjach. Niezwykle zaangażowany śpiew Gary’ego nadaje całości autentycznego wyrazu, to jest historia o Irlandczykach opowiedziana przez Irlandczyka. Kawał prawdziwej muzyki od serca. Wielka szkoda, że już spod jego palców nic nie powstanie, możnaby sparafrazować tekst ostatniej piosenki:

Kiedy spoglądam na zachód
Wzdłuż rzeki Shannon,
Wciąż widzę jak się uśmiechasz,
Johnny, chłopcze,
O, Johnny, chłopcze.

Gdy liście zbrązowieją
Przed nadchodzącą zimą
I gdy będę obserwować zachód słońca
Pomyślę o Tobie.

Ocena: 9/10

Lista piosenek:
1. Over The Hills And Far Away
2. Wild Frontier
3. Take A Little Time
4. The Loner
5. Friday On My Mind
6. Strangers In The Darkness
7. Thunder Rising
8. Johnny Boy